Streszczenie:
Według słownika języka polskiego
„skończony” oznacza „[...] zupełny, kompletny,
całkowity”, ale także „niemający żadnych perspektyw na
przyszłość, niezdolny do dokonania czegokolwiek, taki,
po którym nie można się już niczego spodziewać[...]” i
w tym zdaje się tkwi powód mojej fascynacji tematem.
Skończone dzieło to dzieło ograniczone, obmurowane.
Choć może zachwycać kunsztem wykonawcy albo dobitniej
przekazywać atmosferę danej sceny, zazwyczaj zatraca
świeżość pierwotnego szkicu. Nie można do niego nic
dodać – jest gotowe, kompletne, nie do zmiany.
Jednocześnie ukończona sztuka przez stulecia cieszyła
się większą uwagą i uznaniem, wypierając nieskończone
dzieła na margines. Wystawa „Unfinished: Thoughts Left
Visible” pokazała jednak, że odbiorcy kultury są gotowi
na zmianę. Niedokończone coraz bardziej się
upowszechnia, staje się akceptowalne, a nawet pożądane.
O tym, że weszło już do głównego nurtu tak zwanej
kultury wysokiej, może świadczyć chociażby fakt, że na
biletach i plakatach reklamujących tegoroczną wystawę
Anny Bilińskiej w Muzeum Narodowym w Warszawie znalazł
się nieskończony obraz, należący zresztą do jej
najlepszych dzieł. Inaczej też traktuje się dzisiaj
szkice, które przed XVIII wiekiem uznawano jedynie za
wstęp do właściwej pracy.48 Więcej uwagi poświęca się
zarówno szkicom dawnych mistrzów jak i współczesnych
artystów, traktując je na równi ze skończonymi
obrazami. Powszechną praktyką kuratorów staje się
włączanie luźnych rysunków i notatek artysty w całość
wystawy. Kilka lat temu, w nieistniejącej już placówce
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, w budynku
„Emilia” zorganizowano wystawę Andrzeja Wróblewskiego,
na której pokazano obrazy polskiego malarza z obydwu
stron oraz liczne szkice, z których część przeznaczona
była ewidentnie do szuflady.